dodając westchnieniem.<br>Jaśko, skoro tylko pierwsze słowa jej posłyszał, uspokojony, że nie z diabłem ma do czynienia, nie dając na resztę uwagi, zdjął czym prędzej z głowy baranią czapkę i kłaniając się nią do nóg, zaczął prawić: <br>- A toć mi wybaczcie, Imościuli, żem się was wyląkł gdyby czego złego... Ale, dalibóg - bo i skąd się też Imość o tej porze tutaj wzięła?... Albo pfu! czym ja pijany, czy co? Czy mi się to jeno widzi, że to my tutaj nad Narwią, w szczerym polu - a to ot, że niby Zamkowa Góra - hę? <br>- Dobrze ci się widzi, mój człowieku. Toć to jest