Dla nas był łagodny, jakby obezwładniony ogromem swojej władzy. Zaglądaliśmy mu do pyska, podziwialiśmy czarne podniebienie, ciągnęliśmy za włochaty ogon, dosiadaliśmy go niczym kucyka. <br>Kilka razy udało mu się uciec i przynosili go pokrwawionego, ledwo żywego; najwyraźniej toczył tam, za ogrodzeniem, jakieś niekończące się walki, a może po prostu nie dawał sobie rady z nadmiarem wolności. <br>Byłem przekonany, że zapomnieli o mnie. Może w ogóle opuścili już miasto. Mieli tyle czasu na spakowanie rzeczy, mebli, na zatarcie wszelkich śladów swojego pobytu. Kiedy mnie wreszcie zaprowadzą do domu na Chabrowej, zobaczę nową tabliczkę na drzwiach z innym, trudnym do odczytania nazwiskiem i obcy, zaspany