przeprowadzający ważny, ale długotrwały eksperyment o niewiadomym zakończeniu, sine ira et studio patrzący na wszystkie towarzyszące temu zjawiska. Wypracowałem sobie tę filozofię już dawno, na wypadek, gdyby przyszedł taki Czas, kiedy już nie będzie innej możliwości życia. Nie wiedziałem, co mnie może wytrącić z normalnej aktywności: mogła to być choroba, demencja, wypadek, więzienie, ostateczne odwrócenie się ode mnie tych, na których mi zależało. To zresztą było nieistotne - terapia miała być taka sama.<br>I teraz, po kilku tygodniach jałowej szarpaniny, poszedłem z Czasem na kompromis. Po prostu patrzę, jak umieram. Ale nie umieram, wciąż żyję, choć w zasadzie ten dziwny eksperyment staje