rąk. Odwrócił je dłońmi ku niebu, świadom siły tej wody, ślepej, ale dziś dobroczynnej. "Ręce przy szybie ekspresu mknącego do Amsterdamu drżące od bryzgów ulewy, prowokowanej pędem pociągu". I naraz uśmiechnął się do powracającej nawet dziś przyjemności z pogranicza lęku. <br>Potem leżał z oczami otwartymi i słuchał, jak szumiały razem deszcz i sad. Potem matka zaczęła się czesać przed lustrem, więc udawał, że bawi się swoim drewnianym szczygiełkiem, że uczy go latać tuż nad podłogą, a teraz... o, teraz... widzi między połami szlafroka jasne skudlone futerko, a wyżej... i słyszy głos mamy: "Zobacz, czy nie ma listu w skrzynce". I swój