obyczajowych. Pierwsze to walentynki, a dzień wcześniej takie, w którym czegoś miłego trudno się doszukać - koncert Marylin Mansona. <br> Pisze o nim w niniejszym numerze "DD" Tomasz Kunert, warto jednak dodać parę słów wyjaśnienia na temat zjawiska <orig>"mansonizmu"</>. Wbrew rozpowszechnionym poglądom muzyk, który na koncertach odgryza kurczakom głowy, nie wyskakuje jak diabełek z pudełka. Jest raczej żywym odzwierciedleniem pewnych społecznych potrzeb: buntu przeciw instytucjom, nonkonformizmu, tzw. swobody twórczej itp. I nie ma co się łudzić, że oto pojawił się nowy, samorodny prorok dla nastolatków. Manson to dzieło sztabu specjalistów od wyciągania pieniędzy od naiwnych, zaprogramowany w szczegółach pozer i grajek, który - gdyby