się życia. Mniejsza o skutki, sam akt, jak chwila mocnego przeszywającego odczucia, wystarcza, on to budząc radość, fizyczną radość mięśni, ścięgien i nerwów, popycha ku dalszemu, coraz śmielszemu działaniu. Gide, nieodrodny syn (a bynajmniej nie marnotrawny) demokracji Zachodu, literackie lustro współczesnych mu prądów - doskonale ukazuje tę bardziej bierną, smakoszowską stronę dionizyjskich zachwytów nad ruchem, wrzeniem, dzianiem się. Jego postacie żyją i działają bezinteresownie - dokonują wciąż na nowo zrywania pęt konieczności, nie w imię jakichś określonych dokonań, ale wsłuchując się niejako w głębię swego organizmu, szukając najbujniejszego, najwspanialszego rytmu, który by zapewnił błogostan. Buntują się przeciwko przykazaniom zastanej moralności, przeciwko rodzinie, przeciwko