powstrzymywałem się od tego. I tak by to nic nie pomogło.<br>Położyłem się na łóżku. Patrzyłem na narożnik kamienicy i rozciągnięty na wysokości pierwszego piętra przewód telefoniczny. Ten dobrze znany mi krajobraz oświetlony był lampą jarzeniową, niewidoczną z miejsca, w którym się znajdowałem. Poczułem głód.<br>Jesz dużymi kęsami, prawie się dławiąc. Mógłbyś teraz kochać Monikę. Jedzenie, miażdżenie chleba szczękami, przełykanie, napływ śliny sprawiają, że przypominasz sobie słowa starego nauczyciela, materialisty, o tym, jak człowiek po śmierci zamienia się w substancję gnilną, a potem w próchnicę. Dzięki temu jesz jeszcze szybciej i jesteś pewny, że mógłbyś teraz wziąć Monikę, jak bohaterowie brutalnych