żart, przyjmowany owacyjnie. Wsiadając do wozu byłem przekonany, że moja sąsiadka to Sandra, jego żona. Miała to samo śliczne czoło, nos o wydatnych nozdrzach i sam nieco za wydatny i oczy wspaniałe, podłużne, egipskie, jak panna młoda na zdjęciach w albumie. Piękna osoba wyjaśniła jednak, że jest jej kuzynką. Co do reszty towarzystwa, nie mogłem się zorientować. Nie miało to zresztą znaczenia. Też się na nie trochę patrzałem jak na otaczający mnie pejzaż i naturę, jeszcze jeden element, który potwierdzał, że <page nr=47> rzeczywiście jestem w Italii, i nasilał we mnie to wewnętrzne radosne musowanie, które odczuwałem tutaj, ilekroć albo zapomniałem, albo widziałem optymistyczniej