w ulicznej łapance, a córka "poszła na Powstanie". Teraz aplikowała przy Gawlikowej jako pomoc kuchenna. Chwaliła sobie to zajęcie, twierdząc, że do roboty w krochmalni nie ma już zdrowia. "Tam ciągnie od betonu, stoi się w wodzie na cemencie, a mnie reumatyzm strzyka. Przy kuchni jest ciepło i zjeść można do syta". Druga obieraczka zmieniała się często, bo przychodziła do kuchni "z posyłki". Marta nie wiedziała, co oznacza ów termin, ale szybko ją uświadomiono. Otóż każdy z zatrudnionych w majątku stałych pracowników, w ramach świadczeń, korzystał z mieszkania w czworakach, przydziału gruntu pod plantację ziemniaków i z prawa trzymania na dworskim wikcie