Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
i krzesło. Nad miednicą wisiało lusterko, które w niemiłosierny sposób zniekształcało twarz. W pokoiku było gorąco i duszno, ale po zachodzie słońca przez otwarte okno wpływał prąd ożywczego chłodu wraz z chmarą ciem lgnących do światła świecy. Leżąc w łóżku widziałem niebo i pas Oriona.

Wieczorem Kazia przyszła powiedzieć mi dobranoc.

- Mógłbyś spalić dom. - Pochyliła się nade mną, pocałowała mnie w czoło tak jak w Nowych Sokolnikach i zdmuchnęła świecę.

Długo nie mogłem zasnąć. Drażniła mnie myśl, że na dole pode mną śpi Kazia, że jest tak blisko. Ciało moje ogarniał niepokój. Powiedziała, że wyrosłem na ładnego chłopca. A skoro tak
i krzesło. Nad miednicą wisiało lusterko, które w niemiłosierny sposób zniekształcało twarz. W pokoiku było gorąco i duszno, ale po zachodzie słońca przez otwarte okno wpływał prąd ożywczego chłodu wraz z chmarą ciem lgnących do światła świecy. Leżąc w łóżku widziałem niebo i pas Oriona.<br><br>Wieczorem Kazia przyszła powiedzieć mi dobranoc.<br><br>- Mógłbyś spalić dom. - Pochyliła się nade mną, pocałowała mnie w czoło tak jak w Nowych Sokolnikach i zdmuchnęła świecę.<br><br>Długo nie mogłem zasnąć. Drażniła mnie myśl, że na dole pode mną śpi Kazia, że jest tak blisko. Ciało moje ogarniał niepokój. Powiedziała, że wyrosłem na ładnego chłopca. A skoro tak
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego