już wpół do dziesiątej, gdy wyszli z cukierni. - Muszę iść, bo bramę zamkną.<br>- Ach, głupstwo, dam ci na bramę.<br>Odprowadził go aż pod dom i tam mu dał dziesięć złotych. - A gdybyś potrzebował, to przyjdź do mnie do budy. Głupstwo, może kiedyś będę potrzebował, a ty będziesz na posadzie. No, dobranoc.<br>Zostawszy sam, Roman poczuł się nieswojo. Głuchy, zastygły ból w piersiach zaczął topnieć, rozlewać się i chlupotać - Roman zwolnił kroku, mięśnie mu zwiotczały, oddech wskutek wzmagającego się wzruszenia stał się nierówny. Do domu nie chciał jeszcze iść, do restauracji również, bo nie był głodny, do kina za późno. Chyba do