wychodziła stamtąd pokorna, cicha i rozpromieniona, jakby w niej zapalono tysiąc lamp naftowych, nasza ciotka.<br> Poprawiając rozsypane z warkocza włosy, zapinając dwa-trzy guziczki u bluzki, podchodziła do nas i wtykała nam cukierki zawinięte w kolorowe papierki.<br> Właśnie te cukierki przywiezione z Danii, gdzie nasza ciotka pracowała przez rok jako dojarka, sprawiły, że nasze oczekiwanie na archanioła nie było takie dokuczliwe.<br> Dopiero gdy skończyły się cukierki, poczuliśmy, że bolą nas od wystawania pod drzwiami spiczaste kolana, a miękkie jak wiklinowe gałązki kręgosłupy dokuczają nam coraz bardziej.<br> Mimo wytrwałości nie udało się nam zobaczyć wychodzącego odciotki archanioła.<br> <page nr=70><br> Najwidoczniej umykał z pokoiku przez