rozdzielają nas. Odnajdujemy się dopiero przy sobie koło bazyliki S. Croce in Jerusalemme, to znaczy już niedaleko domu. W filobusie robi się teraz tak pusto, że mamy miejsca. Siadamy naprzeciw siebie. Kozicka pochyla się i nagłe dotyka mojej ręki.<br>- Ja wiem, że pan wszystko słyszał - mówi. - Że pan <page nr=154> dobrze wie, dokąd wyjeżdżam. Jeśli to przez delikatność nie chce mi się pan przyznać, że pan słyszał, dziękuję i proszę, żeby pan przy niej wytrwał.<br>Tak jak ona to sformułowała, znaczyło tyle, że nie mam z nią mówić o jej wyjeździe. Odpowiedziałem, że oczywiście, dodając, że tym to łatwiejsze, ponieważ i tak nigdy