Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
łachmatym konikiem, napełnił beczkę świeżą wodą, murarze zbiegli wszyscy naraz, pili zachłannie z przechylonego czerpaka, aż im strużki ściekały po grdyce. Dla Jaśki i Ziuty były to krótkie chwile odpoczynku, czekały w kolejce po łyk wody. Murarze wnet wracali na rusztowania i nastawała zwykła, robocza krzątanina. Mimo zmęczenia głód zaczynał dokuczać o tej porze i chciało się przynaglić leniwe słońce do rychlejszego skłonu. Zastygłe powietrze drgnęło nieco, nadlatywały pierwsze muśnięcia gorącego wiatru. Niespodzianie wykwitły obłoki, zjawiskowe w zapiekłej suszy, ważyły się na niebie i znikły w kilka pacierzy nie przyniósłszy ni deszczu, ni ochłody. Wlókł się roboczy dzień mozolny i zwyczajny
łachmatym konikiem, napełnił beczkę świeżą wodą, murarze zbiegli wszyscy naraz, pili zachłannie z przechylonego czerpaka, aż im strużki ściekały po grdyce. Dla Jaśki i Ziuty były to krótkie chwile odpoczynku, czekały w kolejce po łyk wody. Murarze wnet wracali na rusztowania i nastawała zwykła, robocza krzątanina. Mimo zmęczenia głód zaczynał dokuczać o tej porze i chciało się przynaglić leniwe słońce do rychlejszego skłonu. Zastygłe powietrze drgnęło nieco, nadlatywały pierwsze muśnięcia gorącego wiatru. Niespodzianie wykwitły obłoki, zjawiskowe w zapiekłej suszy, ważyły się na niebie i znikły w kilka pacierzy nie przyniósłszy ni deszczu, ni ochłody. Wlókł się roboczy dzień mozolny i zwyczajny
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego