nie ma bezpośredniej komunikacji. Przekraczam więc progi Biblioteki znacznie później niż zwykle. Należało wcześniej wstać. Złoszczę się na siebie. Ale tę irytację łagodzi fakt, że dzień jest rześki, świeży, temperatura spadła, będzie więc można popracować dłużej. Na stole, który zajmuję, od kiedy zacząłem tu przychodzić, zastaję kartkę. Prosi w niej don Paolo Corsi, żebym się do niego zaraz zgłosił.<br>Idę. Nie ma go w pokoju. Wróci za pół godziny. Przez parę minut kręcę się po korytarzu. Ale że szkoda mi czasu, zgłaszam się do wydziału archiwów po materiał naukowy. Pracownika, który mnie zawsze załatwia, nie ma. Jego kolega informuje mnie, że