iść - zrozumiałe. Ale rady nie było, bo jakżeż inaczej to załatwić? Teraz rada się znalazła. A przynajmniej pomysł, jak wykręcić się od nieprzyjemności zgłaszania się do domu, w którym mi, delikatnie mówiąc, odmówiono dalszej gościnny. Spojrzałem na zegarek - ósma. Jeśli nadal odwiedzał Bibliotekę Watykańską, ksiądz Piolanti w tym czasie powinien dopiero zdążać do pociągu, Przemierzając miasteczko pomiędzy swoim leprozorium a stacją. Powiedziałem więc taksówkarzowi, żeby mnie zawiózł na Stazione Termini. Wysiadłem, odnalazłem peron, na który przychodziły podmiejskie pociągi z północy. Siadłem w cieniu, na kamiennej ławce, oparty o filar z żelazobetonu. Ławka chłodna, filar chłodny - podziałały na mnie cucąco. Na pewno