cudów i zrządzeń opatrzności, uznał za rzecz niezwykłą, a więc za wynik boskiej interwencji to, co w rzeczywistości musiało być zwyczajową normą: lud, który zszedł się na święto, nazajutrz trwał na miejscu w oczekiwaniu na rozpoczęcie wiecu.<br> Informacja Herborda o "jakimś pogańskim święcie" zdaje się wskazywać, że mowa o zgromadzeniu dorocznym. Wiece, o których pisał Helmold, odbywały się częściej: nie co poniedziałek wprawdzie, jak mniemał kronikarz, ale zapewne co miesiąc (księżycowy). Najdalej idące podobieństwo łączy jednak opowieść Helmolda z rozdziałem 6 Żywota św. Lebuina, gdzie opisano z nadzwyczajnym bogactwem szczegółów przebieg wielkoplemiennego, dorocznego wiecu Sasów w Marklo nad Wezerą.<br>Tak zwana