jej na pamięć, nie zapamiętałem słów, ale trwały we mnie strzępy melodii, jakże przejmującej w każdym dźwięku,<br>ale miałem to właśnie przed oczyma: przysypywał, zawiewał nas nie śnieg, lecz piasek, i mogliśmy tylko czekać, aż wichura ucichnie, pył osiądzie jak pożółkłe pierze i słońce przeniknie przez tę chmurę, zanim jeszcze dosięgnie ziemi,<br>i równie nagle jak nadeszła, minęła ta zamieć, ta zadymka, ta zawieja, ta kurzawa - i szofer przetarł wycieraczkami przednią szybę, i autobus znów potoczył się w głębokich koleinach, wypełnionych sypko aż po brzegi uciekającym spod kół kruchym śladem, świadczącym na krótko, że tędy wiodła nasza droga, nasz szlak, przez