w zasięgu ręki. Kilka wozów czekało przed bramami magazynów i spichlerzy, praczki rozwieszały na linkach obrusy, słychać było krzyki nadzorców i nawoływania służby.<br>Doron szedł wzdłuż budynków, okrążał plac, kryjąc się w cieniu wału. Gdy przechodził koło spichrza, jeden z dźwigających worki z ziarnem niewolników potknął się i przewrócił. Zaraz doskoczył do niego strażnik, wrzasnął, kopnął kilka razy - tak, by zabolało, ale żeby nie uczynić rabowi krzywdy.<br>Żeby wejść do sali przyjęć, potrzebny był specjalny glejt. Tu już Doron musiał wyciągnąć buławę. Strażnik znieruchomiał zaskoczony, rzadko widywał ludzi ze znakiem aż takiej wagi. Kłaniając się, usłużnie otworzył drzwi. Doron schował oznakę