się rolnicy, pełzał nisko nad ziemią brudny dym palonych chwastów. Pastwiska pstrzyły się od owiec, łąki nad stawami bieliły od gęsi. Maszerowali obładowani koszami wieśniacy, dostojnie stąpały utuczone woły, turkotały wypełnione sianem i jarzynami wozy. Słowem, gdzie się nie spojrzało, widziało się znamiona dobrobytu.<br>- Przyjemny kraj - ocenił Samson Miodek. - Pracowita, dostatnia dziedzina.<br>- I praworządna - Szarlej wskazał na szubienice, uginające się pod ciężarem wisielców. Obok, ku radości wron, kilkanaście trupów gniło na palach, bielały też kości na kołach. <br>- Prawdziwie! - zarechotał demeryt. - Widać, że prawo tu prawo znaczy, a sprawiedliwość sprawiedliwość. <br>- Gdzie sprawiedliwość?<br>- Tu, o.<br>- Ach. <br>- Stąd też - gadał dalej Szarlej - bierze się