nie miał, to mówił, ja mogę to mieć dla pani pojutrze rano. Potem przychodził pan Weissber z karteczką i zapisywał dwa metry koronki. Chodził od sklepu do sklepu i zapisywał wszystko, czego zabrakło w Drohobyczu, i jechał do Lwowa, zabierając przy okazji listy, kwity, przekazy. Wracał w nocy skonany i dostawał za to trzy procent. Miał żonę Jachcię i dwóch bardzo zdolnych synów, którzy już u matki w brzuchu byli komunistami. Lajbcio siedział w Berezie i przepadł, gdy Sowieci go wyzwolili. Izio został oficerem w sowieckim wojsku, a po wojnie w UB. Z drugiej strony parteru mieszkała pani Mermelsteinowa, wdowa z