dwojgu <orig>ludzieńkach</>, co kochali się w sobie,<br><br>Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania<br>Stał się dla nich przymusem do nagłego rozstania.<br><br>Nie widzieli się długo z czyjejś woli i winy,<br>A czas ciągle upływał - bezpowrotny, jedyny.<br><br>A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie,<br>Zachorzeli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!<br><br>Pod jaworem - dwa łóżka, pod jaworem - dwa cienie,<br>Pod jaworem ostatnie, beznadziejne spojrzenie.<br><br>I pomarli oboje bez pieszczoty, bez grzechu,<br>Bez łzy szczęścia na oczach, bez jednego uśmiechu.<br><br>Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie,<br>I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!<br><br>Chcieli jeszcze się