niepojęte sprawy w popołudniowym, brązowym blasku wiosennego słońca... Jakieś szmery, jakieś szelesty niedocieczone odzywały się powszędy, to ciszej, to głośniej, ciekawiąc i niepokojąc...<br>Panna Aniela lekką stopą snuła się po ścieżkach i alejkach. Witała znajome, co cienistsze, zakątki, pełne wspomnień zeszłorocznego lata i niebywale pięknej jesieni - - Czuła w sobie podniecające dreszcze szybko bijących pulsów i jakieś na wskroś przenikliwe a lube drgnienia krwi...<br><page nr=49> Niekiedy bezwiednym a przelotnym gestem przyciskała do piersi dłoń prawą, a raczej miękką okładkę <hi rend="spaced">Poezyj</> pana Mickiewicza - Ów to miękki ucisk przypomniał pannie Anieli pewną altankę z brzozowych prętów, otoczoną ciemnymi świerkami, w najgęstszej części parku, przytykającej do