jako że musiała mieć czas na swoją magię. Była twoją dziesiątą - bo liczę te, o których wiem, i dodaję dla pewności jeszcze trzy - ale pierwszą i jedyną w twym życiu czarodziejką. Nie sądziłeś dotąd, że prostą, niedługą drogę można rozciągnąć na całe nocne niebo i do horyzontu ozdobić mrowiem i dreszczem gwiazd, migotliwych i odległych, oraz tych jasnych, do bólu wyrazistych, aż po - wschodzącą krwią pod powiekami - zaranną gwiazdę spełnienia.<br>Rabbi, gdy leżałem w szpitalu, nawiedzałeś mnie, opowiadając o niej same złe rzeczy, a przecież to ty, nie Zamszyc, byłeś wtedy na Batorego prawdziwym gospodarzem; z drobiazgu - bo, umówmy się, że