zwolnieniu wschodzi uśmiech, widzowie wzruszeni przeżywają swoje katharsis... Ale te napisy końcowe, po "Solidarności", po ohydzie stanu wojennego, po biedzie rozpadającej się, gnijącej komuny trwają już za długo. Dzieci rodzą się i cieszą rodziców, małżonkowie kochają się... Ile to może trwać?! Zapętlona muzyczka gra i gra, twarze rozciągnięte w uśmiechu drętwieją... Jak długo jeszcze?! <br>A może to jednak początkowe sekwencje jakiegoś katastroficznego fresku, gdzie prezentowane są stabilne rodzinki: trawniczek podlewany automatycznym zraszaczem, dzieci bawiące się na huśtawkach, odprężeni małżonkowie na pięć minut przed kataklizmem. Kicz szczęścia i apoteoza codzienności przygotowuje na cios. Widz z rozkoszą rejestruje elementy świata, które za chwilkę