Gordon, zagłębiony w fotelu, rozpamiętywał swoje życiowe porażki. Teraz właśnie Izolda. Otaczał ją tak wyszukaną galanterią i dbałością, że musiała być z drewna, jeśli nie uległa tej romantycznej finezji uczuć. Dostawała od niego kwiaty, gdziekolwiek się znalazła - w Krakowie, w Zakopanem, w Ustce. Z niezwykłą starannością wynajdywał dla niej artystyczne drobiazgi, które przyjmowała bez wzruszenia. Każdego dnia dawał jej subtelne dowody pamięci. Ten nieznany już dzisiaj styl adoracji powinien był być zniewalający. Ale Izolda, powierzchowna i płytka, okazała się nieczuła na uroki zakochanego Gordona. Mógł jej wybaczyć ignorancję, zakłamanie, pozerstwo, ale kompletny brak poczucia dobrego smaku i gruboskórność dzikuski, to wszystko