Im, mechanikom, oddał myśliwiec swe najtajniejsze uczucia, im zawdzięczał prawie więcej niż koledze-pilotowi: bo i życie, i zwycięstwa, i swą chwałę.<br><br>I swe bezgraniczne zaufanie do samolotu. Gdy myśliwiec leżał w pogotowiu bojowym, rozwalony na tapczanie, ubrany już do lotu w kombinezon pilota i w kamizelkę "Mae West", i drzemiąc oczekiwał telefonicznego rozkazu do startu - był wtedy dziwnie spokojny i odpoczywał w beztrosce. Tam u góry czekało go groźne, niezmierzone Nieznane. Lecz myśliwiec nie bał się go i był spokojny. Bo był silny. Silny świadomością, że gdy odpoczywał, dokoła jego samolotu działo się wielkie misterium pieczołowitości i obowiązku: nieustanna opieka