płacz jego ulgę mi sprawiał, ten płacz wyobrażony przykuwał mnie do<br>niego. Nie w odnalezieniu go, lecz w tym płaczu dopierom go naprawdę<br>odnajdywał. Ale to tylko woda u nóg tak mi szemrała, bo i nad rzeką go<br>nie było ani w cieniu żadnym, choć obszedłem wszystkie, ani na<br>wysokościach drzew, bo i tam w końcu spodziewałem się go znaleźć.<br> Zawiódł mnie srodze ten sad jesienny.<br> Wracałem, dręcząc się, co powiem matce, a jeszcze bardziej tym, że<br>sam sobie jego zniknięcia nie potrafiłem wytłumaczyć ani skłamać sam<br>sobie już nie potrafiłem. Nawet najgorsze przeczucia niewiele mi już<br>mogły pomóc, tak że