jak fala i kiedy tylko pozbyłem się zmory wczorajszej<br> <page nr=102><br> umowy, poczułem ulgę i wyzwolenie... Popadłem w jakąś dziwną euforię... Telefonowałem po Florę, nie mogłem usiedzieć, wciąż krążyłem po tych pokojach. Na gospodarzach, bo do korpulentnej gospodyni dołączył nagle chudy, chorowity gospodarz - robiło to raczej dziwne wrażenie... Jakbym pozbywając się tamtego duszącego pancerza - zostawiał im, w ich mieszkaniu - wszystkie negatywne przeczucia, całe trwożnie-niewymowne zwątpienie... I ta druga para... Oni się tu zestarzeli, nabrali na siebie dziwactw... obrośli psychicznymi gośćcami... On był kiedyś lekarzem i w jednym z pokojów, w pokoiku wychodzącym na podwórze mastodonta-molocha, miał gabinet, po którym została ubikacja