w nocy, jak i w dzień.<br>Dla niewprawnego oka wszystkie gwiazdy wydawały się takie same - ot, garść błyszczących drobin rozsypanych na ciemnej materii nieba. Dla Bizbira gwiazdy były tym, czym dla Rufina zwierzęta i rośliny dla Mirona. Gwiazdy żyły. Jedne były młode, drugie stare, jedne spokojne, inne wzburzone. Nie było dwóch takich samych.<br>Bizbir nie był lubianym mędrcem. Jego poważna, rzadko kiedy uśmiechnięta twarz, ponury wzrok i cięte uwagi, z których słynął, nie przydawały mu sympatyków. Przede wszystkim zaś zajmował się gwiazdami - odległymi, zimnymi, przerażającymi Koloraków, którzy nie potrafili zrozumieć, jak można umiłować te tajemnicze i groźne obiekty, w których drzemie