Mija katafalk, idzie w stronę wyjścia. Żal, niemal swego rodzaju irytacja, bo widok martwego proboszcza absurdalnie promieniuje życiem. "Jeszcze nie potrafię przejąć się nowym, bo dotychczasowe nie ma jeszcze zamiaru ustąpić". Przymknął oczy, a proboszcz już zdążył wyjąć spod kirów ogromną karafkę, ale zamiast sobie golnąć, leje chojnie zieleniutką piołunówkę, dyngusem ją leje na posadzkę kaplicy że pisk! bo po kostki w alkoholu dziewuszki jerozolimskie. Suknie unoszą i w kościelnej kałuży wesoło ciapkają i podskakują, aż na obrazy pryska! <br>Na stopniach kamiennych zawahał się. Wrócić do kaplicy, czy patrzeć na niebo popołudniowe, na obłoki o podejrzanej naraz białości, popękane jak piec