głowie - dom, dzieci. A on się pyta: "Chcesz jechać do chłopa?". Wiadomo, że chciałam, ale to było nierealne - opowiada. - Trzy dni później przyjechał jeszcze raz, tym razem już z paszportem na jakieś cudze nazwisko. Byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie miałam nawet pieniędzy. W domu były małe dzieci. Zadzwoniłam do męża, a on mówi "przyjeżdżaj". Tydzień później, w następny poniedziałek, byłam już w Ameryce. Jechałam jako zakonnica, ale jeszcze taka z seminarium. W samolocie nie miałam habitu, byłam w cywilnym ubraniu - wspomina.<br>Podobnie jak męża, podróż kosztowała ją 7 tys. dolarów. Dzieci zostały z babcią. - Drogę odrobiliśmy bardzo