wprowadzeniem jakiegoś ożywienia, tym, że czereśnie były tak podobne do jej ust i tak niepodobne do moich.<br>Byłem jeszcze bierny, jeszcze się poddawałem jej opiekuńczości z rozbiegu, z przyzwyczajenia, myślałem, że siebie w takiej sytuacji miłosnej, owocnej, nadal widzę jako kogoś, kto na to nie zasłużył, i że wszystko to dzieje się z niezrozumiałych w gruncie rzeczy powodów, całkowicie irracjonalnych; im bardziej jestem doceniany, zauważany, tym mocniej chcę, by mnie poniżano, degradowano. Ale jednocześnie uświadamiałem sobie, i była to istotna zmiana, że to tylko przyzwyczajenie, nie stan mojego ducha, nie coś, co jest mi przypisane od zawsze, jak imię, kolor oczu, barwa