przykrytym <br>suto wilczymi skórami, odetchnął słysząc, że imć Hornowski odchodzi. Nie spał <br>bynajmniej, rozumiał znaczące chrząkanie, z podnieconych głosów, dolatujących <br>przed chwilą z sieni, domyślił się nowiny. Udawał twardo uśpionego, by nie potrzebował <br>mówić, poruszać się, wydawać poleceń, symulować zadowolenia. Przeklęta niemoc, <br>obezwładniająca go od blisko dwu lat, wywoływała ów dziwaczny i przykry wstręt <br>do własnego głosu, głosów cudzych oraz do wszelkich przejawów życia. Jedyne, <br>czego pragnął, to ciszy i samotności.<br>Nie było to jednak owo twórcze pragnienie samotni, w której człowiek dojrzewa <br>i rośnie sam w sobie; raczej leniwa i niechętna obcość, przeradzająca się w <br>lęk. Pragnął być sam, a