obwisłym baldachimem sufitu, rano i wieczór - menażka ciepłej zupy, omaszczonej kromką chleba, na które nie trzeba zapracować. Obok, za ścianą, w sąsiednich ciasnych pokoikach - dziwne społeczeństwo ludzi, wyrzuconych, jak nieużytki, przez skrupulatną, niewybaczającą maszynę świata tu, za wysoki mur bulwaru Arago i, z czyjejś niewiadomej woli, związanych, zmontowanych w nowy, dziwaczny mechanizm, rządzony nowymi, dziwacznymi prawami Świata Rzeczy Gotowych.<br> Regularne, jako karuzela, bezsensowne spacery po symetrycznych kręgach dziedzińca pod niskim, zakopconym kloszem więziennego nieba. Długi, przesuwany czyjąś niewidzialną ręką szereg-różaniec, którego każdy paciorek jest żywym, pulsującym ochłapem ludzkiego istnienia; maszyneria kółek, co nie mogły dopasować się nigdzie tam, po tamtej