gimnazjum Anny, <br>Widział drugiego, jak bawił się w piasku. <br>Różny im dany los i różna sława. <br><br>Olbrzymie morza, niepojęte kraje, <br>Wyspy, na których za rafą korali <br>115<br>W rogatą muszlę dmą nagie plemiona, <br>Poznał marynarz. Trwa dotychczas chwila <br>Kiedy w bezludnym upale Brukseli <br>Wstępował wolno na schody z marmuru <br>I dzwonek, tam gdzie S akcyjnej spółki, <br>120<br>Przycisnął, długo wsłuchując się w ciszę. <br>Wszedł. Dwie kobiety plotły nić na drutach. <br>Jemu zdawało się, że to są Parki. <br>Zwijając pasmo w stronę drzwi skinęły. <br>Anonimową dłoń podał dyrektor. <br>125<br>Tak Józef Conrad został kapitanem <br>Statku na rzece Kongo, bo sądzone. <br>Głos ostrzeżenia