one kosztem mojej nieobecności na Mszy Św. w kościele w Fordonie, z której brat mnie "zwalniał". Brat zresztą, podobnie jak ojciec, nie garnął się do kościoła, a siostra uważała, że wystarczającą porcję modłów kościelnych odbywała podczas roku szkolnego, spędzanego w klasztornym internacie. Byłem więc jedynym obiektem rodzinnym, wobec którego ojciec egzekwował nakaz religijnych praktyk, nie tłumacząc mi przy tym, dlaczego nie należy się nudzić w kościele, lub - jak to osiągnąć.<br><gap reason="sampling"><br>- Topię się! Ratunku! W gównie się topię! Ratunku! - ze strachu nie liczył się ze słowami, bo g.... nawet w ustach tonącego brzmiało szokująco. No, ale wie już w czym się topi