słychać było szmer elektrycznych przekaźników, a z podajnika aparatury wypływały coraz to nowe, lśniące wilgocią zdjęcia, ale nikt nie zwracał na nie uwagi. Dwaj technicy wysunęli zza ściennej klapy rodzaj epidiaskopu i zgasili resztę świateł w momencie, gdy Rohan otworzył drzwi. Dostrzegł bielejącą wśród innych głowę <orig>astrogatora</>. W następnej chwili ekran, opuszczony z sufitu, rozsrebrzył się. W ciszy skupionych oddechów Rohan podszedł, na ile mógł, do wielkiej jasnej płaszczyzny. Zdjęcie było nie najlepsze, w dodatku tylko czarno-białe, w okolu drobnych, bezładnie rozrzuconych kraterów odznaczał się nagi płaskowyż, z jednej strony urywający się linią tak prostą, jakby ściął tam skały jakiś