o ogródku, co go rozbolał płotek...<br>Umarł po dłuższej chorobie, gdy byłam już na studiach, zupełnie nieświadom tego, co się z nim dzieje, wychudły, zniszczony, odchodził powoli, bez pośpiechu, umęczony przez odleżyny, z upokarzającym cewnikiem, ani trochę nie przypominał tego przystojnego faceta, który zaledwie kilka lat wcześniej czarował kobiety swoja elegancja i klasa. Przestał rozpoznawać twarze, sufit stał się dla niego magicznym telewizorem, w którym wyświetlano sceny z jego życia. Po kilku tygodniach pozostały już tylko szklane oczy, patrzące gdzieś przez sufit, dach, przez niebo, na wskroś, przez cały kosmos, prosto w twarz Pana Boga, prosto w inny czas i w