ciało, u nich zwykle nieporadne, ociężałe, w którym nogi sobie, ręce sobie, wszystko porusza się oddzielnie, walczy ze strachem zanurzenia, zatonięcia. I może jeszcze z innymi, o których oni powiedzieć nie potrafią, a my nic wiedzieć nie możemy. Trwa to rok, dwa, trzy. I któregoś dnia, mówi Bernard Wieczorek, trener entuzjasta, pęka jakaś bariera. Ręce, nogi, ciało, zaczynają poruszać się w rytmie pływania. Niektórzy nabierają stylu, inni wcale. Płyną po swoje medale niby stylem, a na widowni ich rodzice, jeśli ich mają kochających, umierają z radości. A u niektórych pływanie zatrzymuje się na umiejętności zanurzenia w wodzie i przebierania kończynami. Ale