długaśne prezydium, w którym królował Władysław Gomułka. Dobrze go widziałem, zwłaszcza w czasie okropnie długiego przemówienia. Zapowiadano nam wcześniej, że będzie przerywane oklaskami, oficjalni klakierzy siedzieli gdzieś w lewej części parteru i na prawych balkonach. Przez głośniki rozlegały się okrzyki, wywrzaskiwane przez niewidocznego spikera. Sprawiało to dość żenujące wrażenie, a entuzjazm na twarzach zgromadzonych był w zasadzie mocno problematyczny. "Wiesław", drobnej postury, już prawie całkiem łysy, w grubych okularach, mocno nas zaskoczył ostrością wypowiedzi i stwierdzeniami o jednolitości poglądów w łonie kierownictwa partii. Zaskoczył, bo od paru dni mówiło się o możliwej jego rezygnacji i złożeniu samokrytyki w imieniu Biura Politycznego