wejścia.<br>Rubin błyskawicznie sprzątnął swój warsztat pracy i wbiegł za Zygmuntem, nucąc wesoło "Gdy mnie w mózgu coś zaboli, koleś zginie w beczce soli, je, je, je".<br>Owo "sentencjonalne", niezbyt może wyrafinowane mówienie rzuca snop światła na takich ludzi, jak Rubin, Zygmunt, czy nawet nieobecna jeszcze, choć wywołana, Trawka lub epizodyczny, choć tylko na razie, Bocian. Tkwiła w nich potrzeba świata dookreślonego, wyrazistej skończoności. Skoro nie mogli jej uzyskać w realnym świecie, w otwartej na oścież i amorficznej rzeczywistości, starali się zamknąć ją w słowach. Sentencjonalność pieczętowała pewien stan rzeczy. A o to można już się było zaczepić.<br>Weszli do lokalu