swoim spadkobiercą wzruszył mnie, zaskoczył i przygnębił. Przygnębił, bo to był testament, zaskoczył, bo mój ojczym miał przecież bliską rodzinę w osobach siostry i dwóch jej synów (którymi się, co prawda, niezbyt interesował), wzruszył, bo Witold nie okazywał mi nigdy takich uczuć, które by ten jego odruch serca usprawiedliwiały. <br> Plany ewakuacyjne Państwowych Zakładów Inżynierii, w których zatrudniony był Witold, wzięły w łeb, jak większość planów większości zakładów, instytucji i w ogóle wszystkiego, co żyło i usiłowało coś zaplanować w owej wrześniowej Polsce. Oboje wraz z macochą dotarli swoim Oplem na własną rękę do Włoch, skąd goniąc resztkami finansowych zasobów, wysłali rozpaczliwe