był właśnie rok 1905 - i został przyjęty na praktykanta do sklepu kolonialnego. Był to, jak się zdaje, pierwszy i ostatni w jego życiu wypadek, kiedy skorzystał z ułatwień protekcji. W zamian za pracę otrzymywał wyżywienie, ubranie i buty raz na rok oraz składane łóżko we wnęce mizernego pokoiku, który na facjatce <page nr=21> przy ulicy Chmielnej, nie opodal ówczesnego Dworca Wiedeńskiego, zajmowali trzej subiekci.<br>Życie na bruku warszawskim nie poskąpiło mu trudów. Zobowiązany przez subiektów do wykonywania posług domowych, zrywał się o świcie, zimą w głębokich jeszcze ciemnościach. Czyścił trzem panom buty i ubrania, przynosił z podwórka wodę, nastawiał herbatę, zamiatał i sprzątał