Typ tekstu: Książka
Autor: Pankowski Marian
Tytuł: Fara na Pomorzu
Rok: 1997
ale, jak myślę o trudnościach związanych z ukrywaniem, leczeniem mego ojca... chciałbym chociaż symbolicznie, a jednak konkretnie...
- Opatrzność, mój synu... Ludzie pomogli. Doktor, on tu zachodził... przez kościół. - Śmieje się. - Choć niedowiarek... a tu nagle zrobił się pobożny. Bezinteresownie... Już dawno nie żyje.
- No a... pogrzeb... trumna?
Proboszcz sięgnie po fajkę. Zapali i zza wałów dymu obronnego:
- Szubadko pomógł. Przyszedł z kimś, kogo nie znałem. Był oczywiście ojciec naszego "handlarza", ówczesny kościelny... On dzwonił, jakeśmy szli przez kościół późnym wieczorem na cmentarz... jak kiedy do chorego idzie kapłan z Panem Bogiem... Synu, godnie było, godnie...
I w dymie twarz swoją kryje
ale, jak myślę o trudnościach związanych z ukrywaniem, leczeniem mego ojca... chciałbym chociaż symbolicznie, a jednak konkretnie... <br>- Opatrzność, mój synu... Ludzie pomogli. Doktor, on tu zachodził... przez kościół. - Śmieje się. - Choć niedowiarek... a tu nagle zrobił się pobożny. Bezinteresownie... Już dawno nie żyje. <br>- No a... pogrzeb... trumna? <br>Proboszcz sięgnie po fajkę. Zapali i zza wałów dymu obronnego: <br>- Szubadko pomógł. Przyszedł z kimś, kogo nie znałem. Był oczywiście ojciec naszego "handlarza", ówczesny kościelny... On dzwonił, jakeśmy szli przez kościół późnym wieczorem na cmentarz... jak kiedy do chorego idzie kapłan z Panem Bogiem... Synu, godnie było, godnie... <br>I w dymie twarz swoją kryje
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego