łokciami. Gdy kilku panów i pań zatarasowało jej drogę, myślałam z dziwną ulgą, że już wreszcie sobie nie da rady. Istotnie, tak było przez chwilę. Znikła w ciżbie męskich płaszczy, ale natychmiast potem zjawiła się znowu. Jak nurek niespodziewanie wynurzyła się na powierzchnię i oto już płynęła w naszą stronę faliście, poruszając przy chodzeniu to lewym, to prawym ramieniem. Wyglądała zupełnie tak, jak gdyby była zawodową pływaczką. Spojrzałam mimo woli na jej nogi: miała długie i ładne, lecz uczułam, że moje są znacznie zgrabniejsze. Tym czasem ta kobieta zbliżała się do nas, przeszła, lecz nawet na mnie nie spojrzała. Powiedziała tylko