nałogowi próżniacy, sztuczni kalecy, a nawet kapitaliści pożyczający na lichwiarskie procenta"</>. Bolesław Prus, bystry obserwator codziennego życia, potwierdzał te oceny. Pisał, że tę właśnie kategorię widzi się przeważnie na ulicach, gdzie urządzają formalną maskaradę: <q>"Jeden rozpuszcza siwe włosy i brodę, drugi bandażuje sobie rękę, inny nogę. Kto nie może udać feleru, ten przynajmniej wygina się w nieprawdopodobny sposób albo na widok porządnego przechodnia dostaje drgawek"</>.<br>Problem ten bulwersował go przez całe lata, bo już na początku swej kariery dziennikarskiej we wczesnych latach siedemdziesiątych XIX wieku zżymał się z gniewu: <q>"Baby jak piwonie, dziady jak dęby i czerstwe wyrostki płci obojej zamiast