Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
Jassmont oparł głowę na ręku, próbował drzemać. Nie dane mu było zmrużyć oka. Wpadł Boczkowski. Zakręcił się, usiadł za biurkiem, za którym rzadko siadał, otworzył szufladę, może coś wyjął. Miał mocno zaaferowaną minę. Ubrany odmiennie niż zazwyczaj. Elegancko. W spodnie koloru musztardy i krótką pelerynkę, czym przypominał londyńskiego albo wiedeńskiego fiakra.
- Panie Janie, panie Jassmont - zaczął Boczkowski speszony i spocony.
- Tak, słucham pana, szefie - Jassmont wyprostował się.
- Cóż, powstała pewna bardzo delikatna kwestia, że też na mnie wypadło, czy ja jestem dyplomata, jakiś minister Beck albo wiceminister Szembek? No, drogi panie Janie, niech pan sam osądzi.
Jassmont kurtuazyjnie milczał. Boczkowski wstał
Jassmont oparł głowę na ręku, próbował drzemać. Nie dane mu było zmrużyć oka. Wpadł Boczkowski. Zakręcił się, usiadł za biurkiem, za którym rzadko siadał, otworzył szufladę, może coś wyjął. Miał mocno zaaferowaną minę. Ubrany odmiennie niż zazwyczaj. Elegancko. W spodnie koloru musztardy i krótką pelerynkę, czym przypominał londyńskiego albo wiedeńskiego fiakra.<br>- Panie Janie, panie Jassmont - zaczął Boczkowski speszony i spocony. <br>- Tak, słucham pana, szefie - Jassmont wyprostował się.<br>- Cóż, powstała pewna bardzo delikatna kwestia, że też na mnie wypadło, czy ja jestem dyplomata, jakiś minister Beck albo wiceminister Szembek? No, drogi panie Janie, niech pan sam osądzi.<br>Jassmont kurtuazyjnie milczał. Boczkowski wstał
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego