otwierano w półśnie sklepy, zgrzytały mosiężne klucze w zamkach, przez sale muzeum przetaczały się tłumy turystów, jak krew, którą próbuje się ożywić starocie pogrążone w śpiączce. Rynek wypełniał się i całkiem pustoszał, gaszono ostre światła, witryny pogrążały się w półmroku, półżywe. <br><br>Miłka odłożyła moją dłoń, ale tylko na chwilę, podniosła filiżankę z chińską herbatą, wydawało się, że ta chwila rozłąki sprawia jej nieopisany ból, pospiesznie więc wypiła łyk, uśmiechnęła się i znów sięgnęła po moją rękę, którą przed chwilą się ogrzewała, jakby moja ręka była duszą od żelazka wyjętą z paleniska, idealnie dopasowaną do jej dłoni. Mówiła, że chciałaby zabrać ze