portki, podprowadzali konie do pobliskiej wierzby i z jej pochylenia wskakiwali im na grzbiety.<br> Gdy w nizince ciągnącej się za rozlewiskiem, zarośniętej sitowiem, skrzypem i podbiałem, ucichł tętent oddalających się końskich kopyt, podnieśliśmy się z kukurydzy.<br> Teraz w stawie oprócz czerwonych jabłek stała wieczorna gwiazda.<br> Zachciało mi się rozbić jej filujące światło, więc znowu zacząłem rzucać w staw jabłkami.<br> I chociaż rękę miałem celną, ułożoną od dziecka do rzucania kamieniami w chodzące po płotach koty, w wałęsające się po polach psy i w gnieżdżące się w koronach wierzb ptaki, nijak nie mogłem trafić w gwiazdę.<br> Inna rzecz, że dziewczyna, przerażona trwonieniem